Chiński smok – czyżby ogień przygasał?

Gospodarka chińska, mimo dotkliwych ciosów ze strony USA, nadal trzyma się na ringu. Ale pojedynek ze Stanami Zjednoczonymi, na razie odłożony na 3 miesiące, może odbić się echem w Europie. Również w Polsce odczujemy wówczas skutki walki gigantów.

12. maja, po rozmowach w Genewie, USA i Chiny ogłosiły 90-dniowe zawieszenie broni. Stany Zjednoczone obniżyły cła na chińskie towary z 145% do 30%, Chiny zaś zredukowały cła na amerykańskie produkty z 125% do 10%. Obie strony zobowiązały się również do tymczasowej zniesienia środków pozataryfowych i kontynuowania negocjacji w celu osiągnięcia długoterminowego porozumienia. 

Rezygnacja przez rząd Xi Jinpinga z twardej linii wobec Waszyngtonu jest koniecznością, ponieważ – jak zauważają eksperci – chińska gospodarka zaczyna odczuwać już skutki potyczki celnej. Taki wnioski podsuwa analiza danych publikowanych Narodowe Biuro Statystyczne Chin (NBS). Produkcja przemysłowa w kwietniu 2025 roku wzrosła o 6,1% r/r, co stanowi spowolnienie w stosunku do marcowego wzrostu na poziomie 7,7%, liczone r/r. Mimo to, wartość eksportu pozostała niemal na tym samym poziomie, co sugeruje, że chińscy producenci zdołali częściowo zrekompensować spadek zamówień z USA.

Widmo krąży nad Europą

Zmniejszenie napięć handlowych między dwiema największymi gospodarkami świata może pomóc w ustabilizowaniu globalnych łańcuchów dostaw, co byłoby korzystne również dla polskiego eksportu. Sytuację komplikuje jednak fakt, że relacje handlowe między Stanami Zjednoczonymi a Unią Europejską nadal pozostają napięte, a nad Starym Kontynentem wisi realna groźba nałożenia przez Waszyngton nawet 25-procentowych ceł. Jeśli rzeczywiście wejdą w życie, to – jak ostrzega Polski Instytut Ekonomiczny – polski PKB może zmniejszyć się o 0,38–0,43%, a to oznaczałoby straty przekraczające 10 miliardów złotych. Dla kontekstu: obecnie aż 2,6% polskiego PKB generowane jest dzięki popytowi ze strony USA na towary pochodzące z Polski.

 „Wprowadzenie przez Donalda Trumpa zaporowych ceł na produkty z Unii Europejskiej byłoby ciosem nie tylko dla polskiego przemysłu, lecz także dla szeroko pojętego handlu detalicznego. Spadek konkurencyjności rodzimych towarów odczułyby zwłaszcza firmy działające w modelu direct-to-consumer, które w ostatnich latach intensywnie rozwijały sprzedaż na amerykańskim rynku poprzez własne sklepy internetowe i platformy typu Amazon. Ucierpieć mogą producenci kosmetyków, odzieży, wyrobów jubilerskich i dóbr luksusowych – branże, które do tej pory notowały wzrosty dzięki korzystnym marżom i relatywnie niskim kosztom logistyki” – mówi Piotr Szewczyk z Get Noticed, agencji marketingowej 360 specjalizującej się w skalowaniu e-commerce i handlu transgranicznym. 

Szewczyk przewiduje, że możliwe są też perturbacje w łańcuchach dostaw – szczególnie jeśli europejskie firmy zaczną przenosić produkcję do krajów spoza UE, by ominąć amerykańskie cła. W efekcie krajowy rynek będzie musiał zmierzyć się z rosnącymi cenami komponentów i opóźnieniami logistycznymi. – Konsumenci odczują to w postaci droższych produktów i dłuższego czasu dostaw. Dla polskich detalistów i platform sprzedażowych taki scenariusz oznacza konieczność pilnego przeglądu strategii sourcingu, logistyki i rynków zbytu – przekonuje ekspert z Get Noticed.

Zalew taniej chińszczyzny

Amerykańskie cła na produkty z Unii Europejskiej to nie jedyne zagrożenie, z jakim może w najbliższym czasie zmierzyć się polska gospodarka. Poważne konsekwencje może mieć także spadek konkurencyjności chińskich produktów na rynku amerykańskim. Wypchnięcie chińskich firm z USA zmusi je do szukania nowych odbiorców na innych kontynentach. Naturalnym kierunkiem ekspansji jest dla nich Europa. Efektem może być zalew unijnego rynku, w tym także Polski, tanimi towarami. Chińscy eksporterzy, chcąc pozbyć się nadwyżek produkcyjnych, mogą stosować agresywną politykę cenową, destabilizując lokalną konkurencję. Według analityków Credit Agricole Bank Polska, szczególnie narażone na taką ekspansję są polskie branże: elektromaszynowa, meblarska, chemiczna, a także producenci AGD i elementów elektronicznych. Eksperci ostrzegają, że importowane z Chin towary mogą wyprzeć z rynku krajowe odpowiedniki, pogarszając i tak już trudną sytuację wielu firm borykających się z rosnącymi kosztami pracy, energii i logistyki. Jeśli Unia nie zdecyduje się na wprowadzenie działań ochronnych, polscy eksporterzy mogą stracić nie tylko udział w rynku krajowym, ale i konkurencyjność na arenie międzynarodowej.

Masowy napływ tanich chińskich towarów do Europy może wywołać w Polsce szok podażowy, porównywalny ze skutkami wejścia Chin do WTO. Producenci znad Wisły staną w szranki z bezwzględną konkurencją. W tej sytuacji nie wystarczy walka o niższą cenę. Chiny zresztą już dawno ją wygrały. Kluczem będzie przesunięcie pozycji rynkowej z „tanio i dobrze” na „lepiej, bliżej i szybciej”. Istotne będzie też wzmacnianie marek własnych oraz szybkość dostaw. Klient, który dziś wybiera chiński produkt ze względu na cenę, może zdecydować się na polski, jeśli będzie miał od ręki z obsługą posprzedażową. Pomóc może także certyfikacja jakości i ekologia, jako że wrażliwość konsumencka w Europie rośnie, a ślad węglowy i standardy etyczne produkcji zyskują znaczenie. Polskie firmy powinny równolegle inwestować w automatyzację produkcji, by ograniczyć koszty jednostkowe i zwiększyć elastyczność.

Piotr Szewczyk, Get Noticed

One thought on “Chiński smok – czyżby ogień przygasał?

Dodaj komentarz

Back To Top